"To był chyba najtrudniejszy oes na tym rajdzie. Mieliśmy 470 kilometrów ścigania po kamieniach każdej wielkości - od tych wielkości pięści, po te rozmiarów telewizorów. Cieszy nas, że jesteśmy na mecie, ale nie jesteśmy do końca zadowoleni z uzyskanego czasu" - przyznał Domżała na mecie etapu wokół Neomu.
Polacy dwukrotnie na trasie przebili oponę. Za drugim razem zwlekali z wymianą, co skończyło się kolejnym uszkodzeniem drążka. "Tym razem na szczęście zajęło nam to tylko pięć, może sześć minut, niemniej była to znacząca strata. W zasadzie wszyscy mieli przygody, poza „Chaleco” Lopezem, który dojechał na metę bez żadnych kłopotów. To jest niewiarygodne i wszyscy nie możemy się nadziwić, jak tego dokonał?" – zastanawiał się kierowca.
Na trasie pomogła im inna polska załoga Marek Goczał / Rafał Marton, która oddała im jedno z zapasowych kół.